Dziś wpłaciłem zaliczkę za torbacza, do oclenia, przegląd zerowy i do mnie.
Długa to była motoryzacyjna droga, na razie na jej końcu wylądował Kangoo. Najpierw było Daewoo Tico (pewnie się nim goliliście w okolicach 2000 roku), po pół roku zamieniłem to padło na pierwszą Renówkę. Twingo z 93 roku, co za dzielny pojazd, sprzedawałem z przebiegiem 420kkm, 5 lat później zagazowanego, bez tylnego siedzenia jako dostawczak w warzywniaku kulał się dalej z przebiegiem 190 tyś


Kangoo zawsze mi się podobało, siłą rozpędu, środek, przecież tam pół Twingo jest, jakiś taki wesoły i nie napięty jak guma od majtek.. Dla odmiany rozglądałem się za wersją zasilaną ON, a jak wpiszesz 1.5 DCI w wyszukiwarkę, to gorzej jeszcze niż "Laguna II". Jako, że człowiek już starszy, przez życie doświadczony i nie skory do ryzyka jak kiedyś, że "jakoś to będzie" wymyśliłem Berlingo/Partner 1.6 hdi. No i fajnie, ale nie ma. Nie ma i już. Może i dobre żelazo, może i nie klęka, ale wiele tych prób zmuszania do klęknięcia ma za sobą, nie ma i już.
Wtedy wpadł mi w oko Torbacz, benzynowy, osobowy, dobrze wyposażony, odszczurzyć po niemcu trzeba, wymiany, naprawy, wyciągnąć na prostą, obkleić naklejkami i będzie fajnie.
Pozdrawiam, jak każdy klub jest tu skarbnica wiedzy i czuć klimat, więc pozwoliłem się wprosić.
Iglo