Czytam to forum już od jakiegoś czasu gdyż rok temu kupiłem ładnie wyglądającego dorodnego 6 letniego zółtego samca kangura 1.4. Muszę przyznać że go bardzo lubię ale niestety on nie odpłaca mi tym samym. Po Polsce jeżdzi super ale zawsze psuje sie w wakacje zagranicą. Rok temu byłem nim w Bułgari i postanowiłem podskoczyć do Stambułu jeszcze 400 km. Wyobraście sobie dojechałem na miejsce i w samym centrum miasta 2500km od domu z silnika poszły dymy. Oczywiście laweta i serwis <>. Z "rozmowy rencami" z turkami dowiedziałem sie że to cewka (te dwie podkówki do których przyłączone sa kable od świec) Potem dołożyli jeszcze łożysko od tylniego koła i 400$ poszło się bawić z tureckimi mechanikami.
W tym roku samochód sprawdziłem na wszystkie strony. Ujechałem jakieś 380 km w drodze do Chorwacji. Staję na stacji paliw i chcę odpalić silnik. Mruga kontrolka immobilajzera - silnik nie startuje). I znowu laweta i serwis <>. Od Węgra dowiedziałem się że to tylko "elekric problem" gotówka 150 zł ( w tym mycie samochodu).
Muszę dodać że szanuję mojego torbacza ale on chyba zamierza puścić mnie z torbami. (Dodam że w ciagu roku wymieniłem mu jeszcze drążek skrętny - sądząc po cenie 500 zł to niezły drąg)
Dasior S.
Czy wy też macie takie problemy.