[UPDATE]
Jako że trochę przy torbaczu już pogrzebałem pora na małą aktualizację dręczących mój cud techniki bolączek.
1. Awaria związana z przełączaniem się auta w tryb awaryjny rzeczywiście związana była z potencjometrem pedału gazu. Problem nie leżał jednak w kostce potencjometru (tak jak sugerował Marek_Bielsko - BTW, dzięki za link!) a nieco głębiej - w dosłownym tego słowa znaczeniu. Wiązka przewodów dochodząca do kostki wychodzi z potencjometru, jednakże nie bezpośrednio a poprzez złączkę, która to się obluzowała i przyprawiała mnie o siwe włosy. Od momentu jej poprawienia minęły już cztery doby jak nic się nie dzieje i jestem dobrej myśli (bo została mi tylko nadzieja:).
2. Kangur jednak nie znosi nudy i przy okazji naprawiania problemu ze światłami zapodał mi filozoficzną zagadkę. Spaloną kostkę lewego reflektora zastąpiłem nową. Połączyłem nowe przewody z kostki z tymi starymi w sposób jaki było to zrobione w oryginale. Wymieniłem obie żarówki i wykonałem próbę świateł. Prawy reflektor pali dobrze. Lewy... jest jakimś oportunistą chyba. Gdy kostka reflektora jest podłączona, na desce rozdzielczej palą się naraz obie kontrolki świateł (mijania i drogowe). W sumie nic w tym dziwnego, bo jak się okazuje lewy reflektor miast świateł mijania używa długich. Gdy przełączę światła na długie, on używa mijania. Zadziorny prawda?
Prawy reflektor działa bez zarzutu, a pomaga w tej sytuacji jedynie odłączenie kostki (wtedy na desce pali się prawidłowo jedna kontrolka).
I co wy na to?
3. Temat skrzyni bez zmian. Jeżdżę na rozklekotanej i cieszę się każdą "możliwe, że ostatnią, chwilą w kangurze na chodzie".
Pojawił się także nowy/stary problem. Sławetny duet SERV + AIBRAG powrócił na moje salony. Jako, że mój zwierzak jest ze mną odkąd skończył 100tysięcy km, problem ten pojawił się przy 103. tysiącu po raz pierwszy. Pomyślałem wtedy, że jest to wynik przekroczenia owej ważnej dla każdego auta granicy, a więc z góry zaprogramowany checkpoint zachęcający mnie do pozostawienia paru stówek w ASO. Utwierdziłem się w tym przekonaniu gdy odwiedziłem Ojczyznę i przy okazji naprawy auta cofnąłem licznik o skromne 5tys. (podyktowane jest to specyfiką zawierania umów ubezpieczeniowych w Norwegii na konkretną ilość kilometrów na rok - w razie przekroczenia limitu dopłacamy, a z przytupem), czyli tyle ile przejechałem w tę i nazad do Norwegii. Problem znikł. Pojawił się jakiś miesiąc temu i przebiega w dokładnie ten sam sposób co poprzednio - wpierw skromnie, sporadycznie lecz w miarę upływu czasu częściej i częściej, aż na stałe (zapewne, bo póki co jeszcze do tego nie doszło).
Poszperałem nieco na forum i natknąłem się na potencjalnych winowajców - czyli złącza pod fotelem. Ale nieeeeeeeeeeeeee... To oczywiście byłoby za proste jak na ten przypadek. Po przeczyszczeniu wszystkich złączy problem nie ustąpił, a ja nie mam pojęcia gdzie szukać dalej. Oświećcie mnie błagam!
