Strona 1 z 1

Dbamy o środowisko - elektryczny Kangur

PostNapisane: poniedziałek, 4 lutego 2019, 08:55
przez Adamila021
Polskie firmy jak widać dbają o wizerunek, szczególnie te, które muszą. Przeczytałam ostatni na https://www.francuskie.pl/elektryczny-renault-kangoo-z-e-trafil-na-testy-do-kghm/ o elegrycznym Kangoo, który trafił do KGHM i tak mnie zaciekawiło jak tak na prawdę jest z elektrykami. Jakie macie do tego podejście? Bo ja to nie jestem przekonana co do tego, że są tak mega ekologiczne, przecież prąd też trzeba wytworzyć, a u nas elektrownie korzystają z energii węgla do produkcji prądu. A też słyszałam, że sama produkcja silnika elektrycznego i jego utylizacja są dosyć szkodliwe dla środowiska.

Re: Dbamy o środowisko - elektryczny Kangur

PostNapisane: czwartek, 4 lipca 2019, 09:57
przez irish
1. Oczywiście, jeśli robimy prąd z węgla to sumaryczna emisja wypadnie większa dla elektryka. Dlatego jednocześnie z przechodzeniem na trakcję elektryczną należy zmieniać profil energetyczny na korzyść OZE. Mamy tu spore zaległości, zawinione IMO przez krótkowzroczność klasy politycznej.

2. Przy obecnym stanie technologii baterii elektryki nie dorównują spalinowcom zasięgiem. Ale postęp w tej materii jest bardzo szybki. Żywotność baterii dziś się szacuje na 10 lat, więc dziś zakupione elektryki następną baterię będą już miały na dwa razy większy zasięg i dwa razy krótszy czas ładowania. A kto wie czy nie będzie dwa razy tańsza.

3. Produkcja i utylizacja silnika elektrycznego IMO są znacznie prostsze i mniej kłopotliwe niż silnika spalinowego (olej, kwas, inne płyny). No i należy pamiętać że w spalinowcu też są dwie maszyny elektryczne które trzeba utylizować. Na dodatek jest kwasowy, ołowiowy akumulator, też kłopotliwy w utylizacji.

Re: Dbamy o środowisko - elektryczny Kangur

PostNapisane: czwartek, 4 lipca 2019, 12:59
przez Szumak
Nikt jeszcze nie przedstawił analizy ile węgla spala taki kangur na 100 km, a to jest kluczowy argument dla dalszej dyskusji.
Kangur jest na tyle dużym samochodem, że po wyjęciu tylnej kanapy zmieścimy tam generator diesla do ładowania baterii... problem jest tylko taki, że tutaj również bilans wypada niekorzystnie po uwzględnieniu sprawności działania całego układu.
OZE w polskich warunkach zostawia sporo do życzenia, pomijając już nawet koszt eksploatacyjny, nie mamy ani silnych wiatrów (jak na cieśninie Sund), ani dostatecznie dużych spadków terenu by znacząco rozbudować system elektrowni wodnych, ani wystarczająco długiego okresu w skali roku pełnej ekspozycji słonecznej by maksymalizować zyski z fotowoltaiki - tutaj jest sporo do osiągnięcia na drodze technologicznej, ale to wymaga czasu.
Pokusiłem się jakiś czas temu o prostą analizę pokrycia bieżącego zapotrzebowania kraju na energię produkowaną przez obecnie działające polskie siłownie wiatrowe, wniosek był następujący: należy zniwelować teren całego województwa zachodnio-pomorskiego oraz pomorskiego i na całym tym obszarze postawić jedną wielką farmę wiatrową by można było zamknąć całą produkcję energii elektrycznej pochodzącej z elektrociepłowni. Analiza nie obejmowała wzrostu zapotrzebowania na zasilanie transportu drogowego. Również występuje tutaj problem w stałości dostaw energii wynikających ze zmienności warunków "wietrznych", który oszacowałem procentowo w skali roku, ale brakuje pomysłu czym uzupełnić deficyt w dni bezwietrzne. Naturalnym rozwiązaniem stosowanym w praktyce od lat jest system elektrowni szczytowo-pompowych, których jednak sprawność jest mizerna.
Prostując na zakończenie ekologiczny bełkot zachwalający atrakcyjność pojazdów elektrycznych: jest to póki co marketing w czystej postaci kierowany do ludzi myślących, że prąd bierze się z gniazdka, nie mających podstaw technicznych ani wiedzy o procesach fizycznych (czyli większości) - ma to być swoiste i dobrze sprzedające się perpetum mobile. Nie mówi się nic o sposobach magazynowania energii elektrycznej na stacjach zasilających pojazdy, pomija się milczeniem straty przesyłowe w całym systemie, upływność elektryczną samych baterii zarówno w pojazdach jak i stacjach, które te pojazdy "tankują". Nie liczy się czasu potrzebnego na załadowanie baterii oraz strat wynikających z tych przestojów. Jedno jest dla mnie pewne: zakładając lawinowy wzrost sprzedaży pojazdów elektrycznych czeka nas niezły backout.