Na początek trochę statystyk i informacji ogólnych.
W dniach 3-6 czerwca 2010 roku w Olszynce koło Łomży odbył się VI Zlot Klubu Kangoo Polska. W zlocie uczestniczyło w porywach 16 skoczków i jeden Lanos co nieco "zepsuty".
Piszę "w porywach", bo załoga yasaka wpadła tylko na odwiedziny, a skoczek "sędziowski" nie do końca był klubowy ale za to spokrewniony.
Tak więc nie pobiliśmy gdańskiego rekordu. Szkoda, choć i tak było fantastycznie.
W takcie zlotu naprawialiśmy wspólnie dwa skoczki - co ważne usterki nie były w żaden sposób ze zlotem związane. Jednego udało się reanimować i doprowadzić do stanu sprawności. Drugiego niestety tylko do stanu "jakoś doczołgam się do domu"
Nasz ośrodek to bardzo malowniczo położona i urządzona osada składająca się z okrągłych chat krytych strzechą. Jednak jeżeli ktoś wyobraża sobie wewnątrz klepisko i harcujące myszy, to oględnie mówiąc jest w błędzie.
Dla lubiących bliższy kontakt z naturą przygotowane było pole namiotowe.
Co bardzo ważne, w czasie trwania całego zlotu byłą piękna, słoneczna pogoda. Jedynie w nocy z czwartku na piątek burza co poniektórym zafundowała atrakcje w postaci przeciekającego namiotu. To na pewno pierwszy zlot, który ja pamiętam, a nie wykluczone, że w ogóle pierwszy zlot z taką pogodą.
W czasie zlotu wypito...
...no powiedzmy dużo. Zjedzono jeszcze więcej.
Zmarnowano prawie całą butelkę Ballantines`a, którego w ostatni wieczór już nikt nie miał siły spożyć. Choć mam niejasne przeczucie, że ten grill, o którym pisał dempsej dał okazję do naprawy tego niedopatrzenia
Poza nami i kangurami w Olszynce były też dwa kucyki, pawie dające o sobie znać głośnym krzykiem i dziki chrumkające w zagajniku. Ktoś wczesnym rankiem podobno widział też pasącą się na łące żyrafę... I podobno nawet zostało to uwiecznione. Ja jednak wtedy spałem snem sprawiedliwego, więc nie mogę tego potwierdzić ani zaprzeczyć.
Ale teraz już po kolei.
Podróż rozpoczęliśmy z Mają około 7-mej w czwartek, aby o 12-tej zameldować się w Jankach. Tam czekali na nas już Masaccio z Asią i gre81 z Agnieszką. Po chwili dołączył do nas czART (zwany ARTem) i już w czterokangurkowym składzie ruszyliśmy na podbój Warszawy.
W warszawie dołączyli do nas totek i RafR i w takim 6-cioskoczkowym konwoju doturlaliśmy się do Łomży na małe zakupy.
Na miejscu w Olszynce przywitała nas Zuzia
Po przywitaniu się z wszystkimi obecnymi i zapoznaniu z terenem ośrodka panowie wyciągnęli instrumenty, zaczęli porównywać i dyskutować kto ma dłuższego...
...obiektywa znaczy
Po niedługim czasie gdy już wszelkie wątpliwości i spory Nikon vs Canon zostały rozwiązane lub zawieszone, został rozpalony grill.
Oczywiście nikt inny nie mógł być strażnikiem ognia jak czART. Aby jednak ogień ten temperaturą nazbyt nie zbliżył się do piekielnego, nad jego właściwą mocą czuwała Agnieszka.
Co prawda w ich rękach widać jakieś puszki, jednak całkowitą nieprawdą jest, że w czasie zlotu alkohol był pity w nadmiarze. A Masaccio po prostu zatruł się skórką z pomidora.
Wieczór (a dla niektórych i noc) upłynęła na długich rozmowach na tematy nie tylko kangurze, stąd następnego dnia nie wszyscy byli w stanie zebrać się na śniadanie.
Po śniadaniu w równie okrojonym składzie tak ludzkim, jak kangurzym pojechaliśmy na zwiedzanie Twierdzy Osowiec. Po drodze mała awaria (jak się zastanowić, to wcale nie taka mała) wyłączyła z naszych szeregów kangoożyrafę - pozdrawiamy panów mechaników, którzy przygotowali ją do zlotu.
Ta awaria spowodowała lekkie opóźnienie, więc dalsza droga drogami różnej kolejności odśnieżania odbywała się tempem pospiesznym. Niektórzy na miejscu wysiadali tylko z zadyszką, a niektórzy z twarzami w ładnym zielonym odcieniu.
O samej twierdzy pisał nie będę, obecni słyszeli opowieści przewodnika, a pozostali mogą sobie wygooglać
Po dokonaniu wpisu w księdze pamiątkowej ruszyliśmy w powrotną drogę, zahaczając jeszcze o pozostałości bunkra dowódcy obrony Wizny, kpt. Raginisa. Wizna nazywana była też polskimi Termopilami. Dlaczego? Dlatego, że w czasie jej obrony na jednego polskiego żołnierza przypadało 40-tu wrogów.
Zainteresowanym cięższa muzą polecam utwór grupy Sabaton poświęcony temu wydarzeniu
http://www.youtube.com/watch?v=epeQwq-aYV0
Po powrocie do Olszynki Adiki nie dały nam odpocząć. Delikatnie dając do zrozumienia, że aktywność fizyczna będzie miała wpływ na punktację, przedstawili nam Pana Specjalistę Od Wspinaczki i pokazali kilka obiektów do wspinania.
Pode mną lekko nogi się ugieły, ale co było robić. Wszak funkcja zobowiązuje. No i dałem się zapiąć w te stringi i heja na ściankę
Panie nie były gorsze. Zaraz za mną, jakby nic innego całe życie nie robiła, wspięła się Agnieszka.
A zaraz potem Kasia
Panowie oczywiście nie byli gorsi, choć przyznam - nie wszyscy stanęli na wysokości zadania. Ale spuśćmy zasłonę milczenia...
Kolejne zadanie na pierwszy (i nie tylko pierwszy) rzut oka - karkołomne. Wspiąć się na słup, na którym zamocowany był stary motocykl.
Jakoś mi się udało. Ale Agnieszka znowu deptała mi po piętach. Patrząc na to, co ta dziewczyna wyrabiała, oczy robiły mi się coraz większe i większe i większe...
A szczęka opadała coraz niżej...
i niżej...
i niżej...
Dodać należy, że słup miał tak na oko 7-8 metrów, a do tego jego posadowienie w gruncie nie należało do zbyt konserwatywnych. Jednym słowem lekko się chybotał, co powodowało całkiem nielekkie dygotanie kolan.
Zjazd z góry na linie też przysparzał niezapomnianych wrażeń. Kto nie spróbował - nie zrozumie.
Trzecim zadaniem było wspięcie się na ściankę, o której Pan Specjalista Od Wspinaczki powiedział, że przez 5 lat wspięło się na nią jedynie trzydzieści kilka osób. Tu polegli wszyscy prócz Konrada z załogi jaroda37. On po prostu na tę ściankę wszedł jak inni wchodzą na schody. Normalnie chłopak ma jakieś sprężynki w nogach.
W czasie gdy jedni męczyli się na ściankach, inni reanimowali Masacciową żyrafę próbując m.in. poić ją piwem.
Jak się okazało po dokładniejszych oględzinach, śruby mocujące poduszkę skrzyni biegów nie zostały prawidłowo dokręcone i pozrywały gwinty w obudowie skrzyni. Ratunkiem mogły być śruby ciut dłuższe. Ale skąd je wziąć w takim dniu i miejscu o takiej porze. Wstępny pomysł rozkręcenia żyrafy na części, zapakowania w paczki i wysłania kurierem do domu, upadł.
Bullitt nawet już zaczął rozkręcać żyrafę, ale wyłącznie w poszukiwaniu tychże śrub. Na szczęście z bercikiem70 udaliśmy się na poszukiwania i śruby takie znalazły się (właściwie bercik znalazł) w ściance wspinaczkowej. A więc szybka podmianka. Ściance obojętne, a żyrafa ma drugie życie.
Przy składaniu żyrafy szczęka zjechała mi po raz kolejny, a oczy zrobiły się baaaardzo duże, widząc jak Asia sprawnie posługuje się narzędziami.
Wieczorem - tradycyjne gry i zabawy przy grillu i bezalkoholowym.
I to właśnie tej nocy Magia Olszynki dała o sobie znać.
Dała o sobie znać barykadując domek dempsejów i Masacciów.
Na tym jednak nie koniec.
Skoczek dempseja, najwyraźniej zdegustowany traktowaniem, postanowił wybrać wolność.
Oto mina z gatunku "qwa, może i byłem wczoraj lekko wstawiony ale gdzie do licha jest mój samochód?"
Ale już po chwili skoczek się odnalazł.
I na tym jednak nie koniec.
Na pięknie wypucowanym, błyszczącym i czyściutkim skoczku totka w nocy wyrosły igły upodabniając go do małego jeżyka.
Jakieś nieznane (chciałem napisać nieczyste , ale w tym wypadku to byłoby chyba bluźnierstwo ) siły zagwoździły również czARTowóz. Jednak zdaje się te same siły go odgwoździły "nie przerywając snu".
Ten dzień miał być dniem próby. Po śniadaniu odprawa, na której Adik z szelmowskim uśmiechem co nieco przybliżył nam plan dnia.
Komisja sędziowska była liczna i surowa
Każda z załóg otrzymała tzw roadbook z opisem charakterystycznych punktów trasy turystyczno nawigacyjnej i zaznaczonymi miejscami, w których miały odbywać się próby.
Jakie - to dopiero miało okazać się na miejscu.
Mimo, że przyszłość i trasa nieznana, Grzesiek z Agnieszką sprawiają wrażenie wyluzowanych.
Siłą rzeczy w czasie jazdy nie było możliwości robienia zdjęć, więc czytelnikowi pozostaje wyobraźnia. Pierwsza próba polegała na rozwiązaniu testu z zakresu wiedzy w temacie ruchu drogowego.
Nieskromnie powiem, że tu byłem najlepszy robiąc tylko jeden błąd. Cóż, 17 lat zobowiązuje
Kolejna próba to czasówka na szutrze. Tu najlepszy byłby totek.
Byłby, gdyby nie karne punkty jakie zaliczył za przekroczenie linii mety. Dzięki temu tę próbę wygrał jarod37. Jak się okazało, nie po raz ostatni zresztą, ważna była nie tylko prędkość ale i precyzja.
Zwycięzcą trzeciej próby - czasówki na asfalcie - był gre81.
Kolejna próba, to typowo damska konkurencja. Kręcenie hula-hop to nie jest zajęcie dla prawdziwych mężczyzn!
Tu znów klasę pokazała Agnieszka. Kręciła, kręciła i kręciła...
Gdyby nie to, że oczy już poprzedniego dnia wyszły mi z orbit, a szczęką powłóczyłem po ziemi, to pewnie znów miałbym je szeroko otwarte.
Ale tym razem nie tylko ze zdziwienia.
Zresztą oceńcie sami...
monik też nieźle wywijała biodrami
Natomiast dempsej startował chyba w konkurencji kręcenia łydkami.
Po wykręceniu wszystkich, w ramach odpoczynku zwiedziliśmy skansen wsi kurpiowskiej.
A przed kolejną konkurencją zjedliśmy obiad, po którym część załóg wydawała się mieć ochotę na coś zdecydowanie innego niż ściganctwo.
Jednak Adik znów nie dał nikomu pospać i konwojem przejechaliśmy do Łomży na plac, na którym odbyła się próba sprawnościowa polegająca na jak najszybszym przejechaniu trasy wyznaczonej w roadbooku.
Żyrafa była niezła, ale to mnie udało się być najszybszym wśród tych, którzy nie popełnili błędów nawigacyjnych i nie pomylili trasy, za co oczywiście groziła dyskwalifikacja.
gre81 zasuwał jak rasowy rajdowiec.
Na placu boju okazało się, że skoczek george`a również wymaga opieki pielęgniarskiej. Jednak tu diagnoza (palimy na 3 cylindry) nie dawała dobrych rokowań. Cewka okazała się być ciut przybrudzona śniedzią z utlenionego kabla wysokiego napięcia, stąd george część wieczoru poświęcił na jej doczyszczenie
W tym czasie Komisja Sędziowska obradowała.
A w klubowiczach napięcie rosło.
W końcu doczekaliśmy się.
A oto oficjalne wyniki VI Ogólnopolskiego Zlotu Klubu Kangoo Polska:
Speed Kangoomistrzem za największą ilość punktów w konkurencjach szybkościowych został Lucass (czyli chyba ja )
II Vice Kangoomistrzem został jarod37
Vice Kangoomistrzem został Lucass (znowu ja? )
Kangoomistrzem roku 2010 został gre81 - debiutant na zlocie. Ale swojemu pilotowi jest winien duuuuże piwo (względnie wypłata w innej walucie )
Została również przyznana nagroda specjalna za całokształt dla Konrada z załogi jaroda37. Obecni na zlocie wiedzą, że zasłużył.
Narodziła się nowa świecka tradycja rodem z F1
Potem były już tylko obżarstwo, opilstwo, tańce, hulanki i swawola pod wodzą czARTa, jako DJ-a
Oto na koniec uczestnicy i bohaterowie zlotu - nasi miluśińscy
i jego szczęśliwi zwycięzcy - gre81 z Agnieszką - mam nadzieję wkrótce, o ile nie już, naszą Koleżanką Klubowiczką
Jak zwykle na koniec podziękowania:
Przede wszystkim dla Adika, który z właściwym sobie spokojem potrafił zapanować nad naszą niesforną czasem gromadą i Beaty, która dzielnie go w tym wspierała.
Tylko ten, który miał coś wspólnego z organizacją zlotu wie, że to nie jest łatwy chleb. Ja wiem.
Dziękujemy również "krewnym i znajomym" tym razem nie Królika, ale Adika, za to, że w słońcu i upale dzielnie wytrwali na stanowiskach sędziowskich, nierzadko wdychając kurz i spaliny i uchylając się przed latającymi spod kół kamieniami.
To był kolejny zlot, który bardzo wysoko postawił poprzeczkę przed następcami. Jak było, dokładnie opisałem w pierwszym poście - nie będę się powtarzał.
Moje osobiste podziękowania dla Pana Specjalisty Od Wspinania za to, że jednak mnie wyhamował te 20 cm nad ziemią
Fajnie było spotkać się ze starymi znajomymi i poznać nowych, pogadać np o Bieszczadach (dzięki Aga i gre81. Szykujemy się na szlak mam nadzieję już niedługo)
Dzięki czART za pilotaż do Radomia.
Ale najbardziej ze wszystkich dziękuję mojemu wspaniałemu pilotowi - Majce, dzięki której zdobyłem swój tytuł,a która dzielnie mi asystowała, momentami nawet trzymając kierownicę gdy tatuś studiował roadbook.
Tym, którzy już się oburzają na samą myśl wyjaśniam - działo się to na drogach leśnych przy średniej prędkości 10 km/h. Nawiasem mówiąc najwyższy czas namówić ja do wstąpienia w nasze szeregi (to się nazywa chyba nepotyzm czy jakoś... )
Kurna jedno w tym wszystkim cholernie mnie smuci...
Do zlotu cały rok...
To był całkowicie nieobiektywny i wybitnie osobisty opis imprezy zwanej VI Zlotem KKP. Jeżeli kogoś pominąłem, uraziłem, wykorzystałem bez wiedzy (wizerunek rzecz jasna ) lub wręcz przeciwnie - przepraszam. I nie obiecuję poprawy