Łukasz - nie wiem co napisać...podobnie było jak mi mama powiedziała, że też ma "tą zarazę", a jakieś kilka miesięcy przed nią dziadek żony zaczął walkę - żyje nadal, nawet autem sam jeździ, ale lekarze nie dają już za dużo...te święta stały pod wielkim, naprawdę wielkim znakiem zapytania po zawale, który się przypałętał...
Mama co prawda już po pierwszej chemii, serii naświetlań...po której coś się w płucach pokazało (nie wiadomo jeszcze co, może przerzuty, a może tylko skutki naświetlań - badania trwają)...mama póki co mówi, że chemii przez najbliższy miesiąc mieć nie będzie, ale co dalej - nawet jej doktor prowadząca nie jest w stanie powiedzieć...jesteśmy wszyscy dobrej myśli, że to coś na płucach to tylko efekt "solarium" naświetlaniowego...okaże się po badaniach...
ogólnie czuje się dobrze...nawet ważącego te naście kg Mikołaja bierze i trzeba ją długo namawiać, żeby oddała, bo dźwigać nie może
Łukaszu - sorry, że trochę popisałem...trzymaj się ciepło...mocno...i pokaż, że jesteś silny...i że byle czemu się nie dasz