a-kwiaty napisał(a):to juz nas nie trzymajcie w napieciu
A to już musi
Wiz Ja co najwyżej pokuszę się o małą relację:
Wyjechaliśmy z Krakowa z Mają dość wcześnie. Po drodze odwiedziliśmy w Jaworznie
kavkę i odebraliśmy przesyłkę dla
Masaccia. W Katowicach spotkaliśmy się z
muminam i
RafRem. Po zapchaniu żołądka "beleczym" w McŚmieciu ruszyliśmy w drogę. Jadąc autostradą w stronę Opola, zobaczyliśmy skutki niedawnej trąby powietrznej. Dokładniej, była to połać lasu tak zmasakrowana, jakby stado trolli urządziło tam sobie potańcówkę. Przyznam - czegoś takiego nie widziałem
. Na szczęście po drodze takich zjawisk nie napotkawszy koło południa dotarliśmy do Kłodzka. W Kłodzku do naszego mini konwoju dołączył
shoti ze swoją damską obstawą.
Razem (bo w kupie siłą) zdobyliśmy bez większych problemów Twierdzę Kłodzką. Nie ulękliśmy sie nawet bezkresnych labiryntów choć część drużyny była słabo... obuta
Po posileniu się w fortecznej gospodzie ruszyliśmy do punktu zbiórki, gdzie miała do nas dołączyć Grupa Armii Dolny Śląsk w składzie
lam3r, Haku, Masaccio, a-kwiaty i rafalm1978.
Nawiązaliśmy również kontakt z tylną strażą w osobie
Wiza, który sobie tylko znanymi sposobami przebył w ok. 2 godziny odległość z Gliwic do Nysy
i już niemal deptał nam po piętach.
Na stacji Orlenu w Kłodzku nastąpiło połączenie i przegrupowanie konwoju. Niemałym przyznam (chyba zresztą dla wszystkich) zaskoczeniem było przygotowanie przez
Masaccia i
Joasię okolicznościowych naklejek z którymi nasze skoczki wyglądały naprawdę rasowo
Od tego momentu stałem się numerem 07
W składzie 9-ciu skoczków, pod przewodnictwem
mumina i ze mną na ogonie pojechaliśmy w kierunku granicy, budząc po drodze zainteresowanie u innych użytkowników dróg i CB
Granicę przekroczyliśmy planowo i bez przeszkód. Kilka kilometrów dalej zatrzymaliśmy się aby kupić winietki, no i zaczekać na "tylną straż", która zresztą zjawiła się bardzo szybko. Załogantki po wyjściu z
Wizowozu nie wiedzieć czemu ocierały pot z bladych lic
Teraz już bez przeszkód pomknęliśmy w stronę Pragi. O tym, że wcale nie jest łatwo utrzymać kolumnę, wiedzą tylko ci, którzy z nami jechali. Nam się to jednak udawało, choć czasem trzeba było z kolumny wypędzać niechcianych gości. Czasem, a właściwie tylko raz, nasz konwój wzbudził niechęć u pewnego czeskiego kierowcy, któremu akurat bardzo się spieszyło. Nie daliśmy się jednak zjeść w kaszy, a
lam3r walczył jak lew z większym od siebie przeciwnikiem. No i w końcu VW po sprowadzeniu do parteru łaskawie puściliśmy dalej
.
Schody zaczęły się dopiero, gdy autostradą dojechaliśmy do Pragi. Za dużo było różnych nawigacji i zbyt różne drogi pokazywały. Dołożyło się zamknięcie jednego z mostów w Pradze. Koniec końców pomimo łączności CB, którą miała większość "konwojentów" nasza grupa została lekko rozczłonkowana. W pewnym momencie znalazłem się sam przed skrzyżowaniem, na którym ruchem kierował jakiś gość w kamizelce (gdyby miał czapkę - powiedziałbym, że to policjant), a reszta grupy znikła mi jak sen złoty...
Nie oglądając się już na nikogo zawierzyłem własnej nawigacji i po nocnej przejażdżce po centrum Pragi dojechałem na ul Zikova, gdzie było już kilku naszych. Jak się po chwili okazało wszystkim udało się szczęśliwie trafić. Dojechał nawet
Wiz mający problem z nawigacją, która nie lubiła jego przedniej szyby i nic przez nią nie "widziała" oraz
shoti, który nie mając ani mapy, ani nawigacji, ani CB, mając za to mocno już "rozweseloną"
załogę, kurczowo złapał się
Wizowego ogona.
Znaleźliśmy nasz akademik, znaleźliśmy nawet parking, na którym pomieścić się mogły wszystkie skoczki. Pokoje, zwłaszcza te 2-osobowe były nieco klaustrofobiczne ale...
W końcu to tylko 2 noclegi
Akustyka była jednak pierwszorzędna, a panie sprzątające, jak sie później okazało zaczynały o 7-mej rano...
Po rozpakowaniu i krótkiej acz burzliwej naradzie część grupy poszła "w miasto" My z Mają również, choć pora była już późnawa. Dodam, że powietrze było takie, że można je było kroić nożem. Jednym słowem burza wisiała w powietrzu. Nie czekaliśmy długo na pierwsze błyskawice i pomruki. Z Mają postanowiłem wracać. Udało nam się zaliczyć jedynie drobny pokropek. Nie można tego powiedzieć o reszcie grupy. Zmokli jak kury...
Ale nic to. Impreza przeniosła się do holu naszego akademika, ku niezadowoleniu panienki z recepcji. Biedaczka, ile ona musiała wycierpieć i się nas nauciszać. Ale sami sobie są winni. Po co akurat tam ustawili automat z piwem. I do tego na dowód osobisty
.
Wymiękłem około 2-giej ale głos
Wiza podobno niósł się po akademiku do 3:30.
W sobotę zajęcia w podgrupach, czyli na własny rachunek w mniejszych bądź większych grupkach każdy robił to, na co miał ochotę. Ja z Majką wyruszyliśmy na Hradczany, Most Karola, i Malą Stranę z wieżą widokową. Nie odmówiłem sobie też przyjemności odwiedzenia ulubionego miejsca dobrego wojaka Szwejka - Gospody pod Kielichem. Najlepszą opcją zwiedzania miasta moim zdaniem było kupienie dobowego biletu na wszystkie miejskie środki komunikacji. Za 100 koron od osoby można przez 24 godziny podróżować do woli, tramwajami, autobusami, bardzo wygodnym i szybkim metrem, a także, jak się okazało, kolejką linową na Malą Strane.
Wieczorem, już nieco większą grupą z
muminem, RafRem i lam3rem pojechaliśmy obejrzeć pokaz Kriżkovej fontanny. Warto było, mimo, że pokaz kosztował 200 koron od osoby.
Wróciliśmy około 22:30 i znów zajęliśmy się opróżnianiem automatu z piwem. Brakło jednak
Wiza. Jak wieść gminna niesie, wrócił do akademika w sobotę o 18-tej i obudził się (to jest został obudzony
) w niedzielę o 9:45, czyli na 15 minut przed końcem doby hotelowej
Niedziela to ostatnie chwile w Pradze. Po spakowaniu się zrobiliśmy jeszcze sesje fotograficzną naszego stada i popędziliśmy każdy w swoją stronę do miasta wydać resztki koron.
Z Mają pojechaliśmy na Żiżkow zobaczyć pomnik Jana Żiżki. Przy okazji pod muzeum spotkaliśmy kuzyna "RUDEGO" 102, choć kto wie, może raczej był to jeden z tych z 68-go...?
Na koniec wizyta na Starym Mieście. Pod wieżę ratuszową w południe ledwo udało nam się dopchać. Potem jeszcze obiadek w chińskiej knajpie i powrót na parking skąd z
Wizem, rafalem1978 i shotim ruszyliśmy do Polski.
Po drodze po kolei konwój nam się wykruszał, aż w końcu koło 20:30 do Krakowa dojechaliśmy sami.
Wycieczka była super. Nawet pogoda nam sprzyjała mimo wcześniejszych złych prognoz.
Co prawda Czesi chyba faktycznie niezbyt nas lubią, bo nie są specjalnie uprzejmi i na każdym kroku chcą naciągnąć. Czy to na sól do obiadu, czy nie chcąc przyjąć w kasie bilonu, czy twierdząc (wbrew słowu pisanemu na tablicy obok), że w komunikacji nie ma ulgowych biletów dla nielatów. A może wobec wszystkich tacy są...
Tak czy inaczej dobrze to o nich nie świadczy
Dziękuję wszystkim za tak miłe spotkanie. Tych, których już znam miło było znów zobaczyć, a poznać tych, których wcześniej znałem tylko z forum.
Masaccio wielkie dzięki w imieniu wszystkich za rajdowe odjazdowe naklejki
A teraz pisz po ile mamy Ci przelać
Już się cieszymy na następny podobny wyjazd
(pierwsze pomysły już były
)
RafR i Edyta - gratulacje! I jak słusznie zauważyła Agnieszka - czemu ma Wam być lepiej
shoti - szacunek - ja bym nie dał rady tylu kobietom