Na wstępie rozwieję plotki, że jakoby zdałem egzamin na prawo jazdy. Nadal go nie mam
I nic mi się także nie urodziło Wprawdzie ostatnio przybył nam nowy członek rodziny, ale to tylko piesek
Oto krótka relacja na którą wszyscy czekali (więcej postaram się przygotować może w formie artykułu)
Otóż po dwóch tygodniach udało mi się przywrócić Kangoorka do życia (przy wydatnej pomocy kilku osób - _ONE_, Rafał jeszcze raz wielkie dzięki)
Zaczęło się od nieprzyjemnego "klepania" w silniku. Okazało się, że jeden z zaworów ssących jest tak uklepany, że dźwigienka popychacza po prostu z niego zeskakuje.
Diagnoza - zawór do wymiany.
Zapadła decyzja, że nie oddaję auta w obce ręce i robię wymianę wraz z kolegą Łukaszem (pracował kilka lat w warsztacie). Kilka telefonów do hurtowni i po znajomych i wiem gdzie i jakie części kupić Kolejny szok jest taki, że nasz Klubowy Szaman proponuje pomoc i przyjeżdża z całą stertą narzędzi z Gdyni (program "Pomoc w drodze" działa ).
Rozbieramy silnik, wymieniamy dwa zawory (uklepany ssący i wydechowy który tez nie wygląda za dobrze). Składamy wszystko do kupy, i próbujemy odpalić. Trochę to trwa i akumulator odmawia posłuszeństwa Pożyczamy prąd z Kangoora Rafała ... silnik zaskakuje i ... po około pół minuty gaśnie Kolejna próba odpalenia - silnik kręci się bez oporu - brak kompresji
Decyzja - rozbieramy jeszcze raz.
Diagnoza - zatarty wałek rozrządu, zerwany klin pod kółkiem pasowym paska rozrządu i w konsekwencji tego 5 wygiętych zaworów
Po krótkim rozeznaniu okazuje się, że bardziej opłaca się poszukać nowej głowicy niż regenerować popsutą.
I tu wkracza do akcji nieoceniony _ONE_ Znajduje odpowiednią głowice i wysyła ją do Warszawy.
Procedura przygotowania i uzbrajania głowicy i wszystko gotowe do ponownego składania.
Do działania przystępujemy z Łukaszem we wczorajsze niedzielne popołudnie. Wszystko idzie OK (w końcu już drugi raz składamy silnik ) i około 21 w Kangoorku zaczyna z powrotem bić serduszko . Drobne regulacje, odpowietrzenie układu chłodzenia i około 22 ...
KANGOOR ON THE ROAD AGAIN
Wszystko to, jak już pisałem, trwało 2 tygodnie i odbywało się w temperaturze poniżej zera.
Ale zakończyło się sukcesem (może nie od razu, ale zawsze )
Jeszcze raz dziękuję wszystkim zaangażowanym osobom.
Tak jak pisałem - w wolnej chwili przygotuję relację (ze zdjęciami) z wykonanych prac.
PS. Dziś z okazji triumfalnego powrotu na drogę założyłem krawat w Kangoorki