Wczoraj wracałem z Mazur sobie dobrze mi znaną wąską drogą między Mikołajkami a Uktą, gdy nagle jakieś srebrne ufo poruszające się z prędkością naddźwiękową z przeciwnej strony przyrąbało mi w lusterko.
Kiedy kierowcy ufo udało się zatrzymać swojego bolida i opadł kurz, okazało się że to był Mercedes Vito. Nie będę wdawał się w szczegóły dyskusji jaka rozgorzała między mną a drajwerem merca, ciekawe jest jakie odnieśliśmy szkody - otóż w Kangoo lusterko rozpadło się na trzy części, które jednak bez problemu złożyłem spowrotem - nic się nie połamało, wkład nie pękł, regulacja działa - jedyny ślad to ryski na obudowie. Natomiast w Vito wkład popękał w drobny mak, nie działała elektryczna regulacja...
Nie sądziłem że "frazcuz" będzie solidniejszy od "niemca" - a tu proszę