Ja również zdałem za pierwszym razem i teorię i praktykę.
Szkół jako takich wtedy nie było. Prawo jazdy można było zrobić w LOK-u albo PZMot-cie. Wybrałem 2-gą opcję i po kilkunastogodzinnym kursie teoretycznym i egzaminie tzw. wewnętrznym, polegającym na odpowiedzi na kilka pytań przystąpiłem do nauki praktycznej. Trafił mi się brązowy przechodzony maluch. Mogłem trafić lepiej, bo full opcją była Zastava 1100 Ale była tylko jedna a maluchów kilka. To były okolice listopada i grudnia, więc jazda tym samochodem (parujące i marznące szyby, w zasadzie brak ogrzewania) była niezłą szkołą. Do tego na jazdy musiałem się urywać ze szkoły
Jeżdżąc po mieście załatwiało się wszelkie możliwe i niemożliwe sprawy instruktora. A to wpadło się na jakąś zaprzyjaźnioną stację zatankować bez kartek (rzecz jasna do kanistra), a to do sklepu z częściami po odłożone pod ladę końcówki drążków. Wyjeździłem gdzieś z 2/3 godzin po czym instruktor stwierdził, że mogę już zdawać. Oczywiście w karcie musiałem mu podpisać wszystkie jazdy Egzamin teoretyczny to był jeden z 20 zestawów, po chyba 25 pytań. Oczywiście wszystkie zestawy z tzw II-go obiegu wcześniej wykułem na blachę. Nie było wtedy wydawnictw typu "testy na prawo jazdy" itp. Wszystko trzeba było "załatwić". Po zdanym bezbłędnie egzaminie teoretycznym pojechaliśmy od razu zdawać praktykę. No i na parkingu wtedy GTS WISŁA odbywał się egzamin. Najważniejsze było ustawienie fotela i lusterek . Potem już łatwizna. Jazda Reymonta, Miechowską, Czarnowiejską, Szymanowskiego, Chopina, i z powrotem Czarnowiejską, Miechowską i Reymonta to była bułka z masłem. Żadnych (wtedy) świateł, obok mnie instruktor, a egzaminator z tyłu. Do tego późna pora i słabo oświetlone ulice (oszczędności - 20-ty stopień zasilania )
I w ten sposób 30 grudnia 1983 roku zdałem egzamin na prawo jazdy
W sumie miałem sporo szczęścia bo 1.01.1984 wchodziła nowa ustawa PoRD zmieniająca mocno zasady egzaminowania.