Dziękuję za miłe słowa.
Lukass napisał(a):...No cóż, jeżeli kangurek faktycznie jest tak zadbany jak pisałeś w innym wątku, to myślę, że stan kupującego w czasie transakcji nie będzie miał przykrych konsekwencji
A tak serio to kangurek to naprawdę bardzo wdzięczne autko. A na ryby jak znalazł.

Jestem całkowicie przekonany o tym, że Kangurek to autko dla mnie. Już od pierwszych dni "Google'ałem" by zobaczyć przeróbki na Kango-kampera. Chyba nawet już wówczas trafiłem na stronę gdzie ktoś z Was (może nawet Ty Lukass) prezentował taki właśnie samochód. Niestety jakaś blokada nie pozwalała mnie obejrzeć zdjęć (chyba za mało mam jeszcze postów), ale "nieuciecze".
Stan autka myślę że jest dobry, choć w gruncie rzeczy daleko mu do idealnego. Pierwsze co zrobiłem po przebudzeniu się dzień po "ceremonii zakupu"

to nie było oglądanie rudej od wczoraj żony, a wyścig do garażu. Później pojechałem do znajomego na stacje diagnostyczną i dalej "nura do kanału", by w końcu podłączyć Kangurka do kompa. Wypadł dobrze. Tylna bela "nie podejrzana" zawieszenie, hamulce i ukł. kierowniczy w normie.
"Dziadek" rzeczywiście nie wiele nim jeździł, ale niestety jak wynika z jego PESEL'a jest on rocznikiem przedwojennym (1935r urodzenia), a w tym wieku różne przygody się zdarzają. Prawdziwy "róg obfitości" spadł na "Dziadka" w tym roku. Wcześniej jeździł bez przygód, jednak wiek robi swoje...
Więc gdzieś tam w lutym Dziadek zapragnął wyjechać z garażu mając otwartą klapę bagażnika. Samochód w większości był posłuszny właścicielowi, ale wycieraczka tylnej szyby nie wiedzieć czemu się zbuntowała. Uparła się, że ona nie wyjeżdża, zostaje w garażu i w ogóle olała zupełnie Dziadka!
Wiec teraz nie mam tylnej wycieraczki.
Jakiś czas później Dziadka "przymuliło w bramce", więc mam lakier na tylnym błotniku porysowany. Otóż jego bramka w ogrodzeniu otwiera się na pilota. Samoczynnie po minucie się zamyka, ale Dziadzia "przysnął" sobie, a czas leciał bez litości... I przytrzasnęło Kangura to sidło!
Najgorzej jednak było parę dni temu. Dziadzio z Babką sobie jechali, jechali, jechali i gadali. W pewnym momencie Dziadzio skumał, że ten dźwięk klepania żelastwa innym żelastwem nie pochodzi z kuźni, bo ta co prawda kiedyś tu gdzieś stała, ale Ruskie po wojnie jak rozbierali tor kolejowy ( w 46 zabrali tory do niklowania - prace widać nadal trwają, bo jeszcze nam nie zwrócili) to i kuźnię rozwalili. W dodatku jakieś czerwone pulsujące światło zaczęło migać, więc Dziadzio depnął i mu stanął... Babka ponoć natychmiast uciekła z wozu, a Kangur dostał szlabanem po grzbiecie!
Nie! Nawet ten szlaban nie był taki zły. Spadał powoli i tylko jedna nóżka stanęła na karoserii zupełnie zatrzymanego auta...
Myślę, że wtedy Dziadzio postanowił sprzedać to auto, a ja wiedząc o tych przygodach chciałem zobaczyć podwozie. Sądzę, że jest bez przygód, bo u nas kopalni w okolicy nie ma, więc Dziadzio weń nie wpadł sobie.
Teraz niejako dla równowagi muszę dodać, że ów Dziadzio to miły starszy pan. Na pewno nie "kręcił licznika", dbał o przeglądy, wymieniał olej... I bardzo go lubię, nawet gdyby nie sprzedał mnie samochodu.
Slay - do 3Miasta mam 80km.