Podpinam się pod temat, bo mam zdaje się podobny problem. Podjeżdżam pod dom, zatrzymuję się i samochód nagle mi gaśnie. Musiałem nim jeszcze kawałeczek podjechać, ale już nie chciał odpalić. Po przekręceniu kluczyka nie słyszę tego charakterystycznego "bzzzzzz" (pompa paliwa, tak? czy może być tak, że jakiś bezpiecznik szlag trafił? sorki, jeśli pytanie głupie...

), jakie słyszę zawsze. Kangur ani drgnie, przy próbie uruchomienia słyszę króciutkie pyknięcie i koniec - nic się nie dzieje. Kontrolki się świecą, więc to chyba nie akumulator. Proszę o pomoc jeśli okazałoby się, że potencjalne rozwiązanie problemu jest na tyle proste, że laik da sobie radę. Pozdrawiam.